Etap trudny i wydaje się najgorszy bo tylko przez takowy przeszliśmy :) Kopanie dołów tylko po to, aby je za chwilę zasypać. Co prawda innym materiałem, ale jednak. Bardzo syzyfowa praca. Nigdy więcej :) Ale praca przy fundamentach ma też swoją drugą, pozytywniejszą stronę. Jest rewelacyjną odskocznią od codzienności, od trudów i pracy jaką wykonuje się na codzień. Po prostu łapie się łopatę, zostawia się całą rzeczywistość, troski, zmartwienia za sobą i się "jedzie". Początkowo nie widać nic tylko wykopalisko, ale kiedy się ogarnie tą całą piaskownicę zaczynają pojawiać się pierwsze mury. I to jest to co dało nam na tym etapie największą frajdę. Widok z dnia na dzień się zmienił i wreszcie wyłoniło się coś co przypomniało, że to jednak budowany jest dom. Jego fundament, opokę. Udało się !!! Największą zmorą za każdym razem był beton. Jego układanie śniło się po nocach. Nie wiem czy macie podobne odczucia, ale my jakoś panicznie się go baliśmy. Może zupełnie niesłusznie, ale w razie błędu chyba najtrudniejszy do poprawy.
I jeszcze jedno nie ma czegoś takiego jak harmonogram budowy (bynajmniej nie u nas). :)
Teraz niech pną się mury do góry.